Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2014

Coś dla ucha....

Siedzę już jakąś chwile nad klawiaturą. Literki jakoś nie chcą się sklejać by wyszedł jakiś jeden sensowny wyraz. Ostatnio jest jakoś nijako. Chcę coś napisać, ale weny brak. Chciałabym napisać jakiegoś sensownego posta, ale nie jestem w stanie. Czasami mam takie dni, że chciałabym zrobić bardzo wiele, ale mi nic nie wychodzi jak na złość. Teraz mam taki okres, gdzie nie mam na nic siły ani ochoty. Czasem lepiej jest siedzieć w cieniu, niż ujawniać się każdemu.  Można by było powiedzieć, że życie to choroba śmiertelna, gdzie każdego cichaczem powoli zabiera z tego świata. Jestem jakaś przybita. Nie radzę sobie z tym wszystkim, co dzieje się wokół. Może, na co dzień po mnie tego nie widać, ale ten czas, kiedy mogę myśleć w ciszy i spokoju jest męką. Muszę mieć zawsze coś do roboty, bo jak mam chwilę wolnego to od razu mogę sobie swobodnie wpaść w doła, z którego trudno mi potem wyjść. Dobry jest makijaż, który wszystko zakryje. Gdy jest tak październik listopad, zaczynam

"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu." Władysław Tatarkiewicz

Po całym bardzo ciężkim tygodniu pasuje odpocząć, ale jakoś zebrało się na myślenie, na przemyślenia dotyczące mojego życia. Co będzie za kilka lat? Czy coś się zmieni? Czy będę taka jak teraz? Czy może nabiorę jakiegoś nowego doświadczenia? Zrobię jakieś postępy? Czy może jakieś zrobię głupie błędy? Chciałabym być bardziej pewna siebie, zdecydowana, wytrwale dążyć do swojego celu nie zmieniając po drodze zdania. Warto jest robić to co się kocha no i oczywiście przy okazji żeby sprawiało nam ogromną radość, bo robienie czegoś na siłę jest bez sensu. Jak coś się jedno psuje w życiu to zaczyna po drodze wszystko inne też. Na szczęście zaczyna wszystko powoli się naprawiać, moja energia, humor powoli powraca.  Jednak czasem dobrze w życiu mieć kogoś, kto.. Tylko czasami... :) Wybaczcie tej pani nie zbyt piękne słowa, ale tak właśnie przeważnie bywa... Dokładnie: Pozdrawiam. Mania.

Włoskie wesele-Nicky Pellegrino

Witajcie!! Czyta się ją w szybkim tempie, gdzie nie pozwala oderwać się nawet na chwile od niej. Jest to zasługa pewnych wydarzeń. Dwie zwaśnione rodziny, dwie historie miłosne, mnóstwo pysznego włoskiego jedzenia. Przy wyborze tej książki nie wiedziałam czego mam się do końca spodziewać. Jednak zaskoczyła mnie mile i pozytywnie. Mamy tutaj jakby zdarzenie pokoleń. Rodzice kultywują tradycję i zadawnione urazy, dzieci są otwarci na zmiany i chcą sami coś osiągnąć. Miłym dodatkiem do treści były przepisy Beppiego, kuchnia włoska to kuchnia gdzie jedzenie nie jest obowiązkiem, a jest rytuałem, gdzie czytając przepisy chce się koniecznie zajrzeć do kuchni. Pieta - projektantka sukien ślubnych, praca to jej całe życie. Wkrótce otwiera własny salon. Addolorata - siostra Piety, która przejmuje rodzinny interes, wychodzi wkrótce za mąż. Beppi i Catherine Martinelli -rodzice sióstr, on Włoch, ona Angielka, są 30 lat razem, prowadzą restaurację "Mała Italia" w Londynie.

I mamy nowy rok...

Co nam przyniesie? Zobaczymy. Nowy, więc może coś nowego.? Mam nadzieje, że tak nie było :P Koniec wolnego, buu :( Prawie dwa tygodnie i jeden dzień. Niektórzy mieli czwartek i piątek wolny, ja niestety nie, ale z klasą postanowiliśmy, że nie idziemy i zostaliśmy w domach. Jak zmobilizować się po tak długim wolnym by cokolwiek zrobić kiedy Pozdrawiam. Mania.